Przygotowanie do rajdu trzeba zacząć od oszacowania, ile czasu spędzimy na trasie, oczywiście w przybliżeniu, bo trudno to wyliczyć co do minuty.
W pierwszej kolejności bierzemy schemat i patrzymy na dyscypliny, jakie mamy na rajdzie. Musimy oszacować, z jaką średnią prędkością jesteśmy w stanie się poruszać w każdej z tych dyscyplin i ocenić przybliżone warianty optimum i maksimum.
Zazwyczaj jest tak, że w pierwszych szacunkach na kartce wszystko wygląda super i idziemy na rekord świata albo okazuje się, że limit wskazany przez organizatora jest zupełnie bez sensu, bo przecież trasę robi się w jedną trzecią maksymalnego czasu. Jeśli tak wam wychodzi, policzcie jeszcze raz. A jeśli trzeba, to jeszcze raz.
Można powiedzieć, że tempo zwycięzców na wysokim poziomie na długim rajdzie górskim to około 10 km/h. Sumarycznie, w czasie całego rajdu. To tempo oczywiście może się różnić w zależności od rozkładu dyscyplin. Im więcej jest konkurencji, które spowalniają, typu kajak czy trekking, tym tempo będzie bardziej spadać. Im więcej jest konkurencji potencjalnie szybkich, typu rower czy rolki, tym tempo będzie szybsze.
Oszacujmy na przykładzie
Spójrzmy na ostatni rajd On-Sight Adventure Race, który miał około 400 km. Przynajmniej w wariancie ze wszystkimi punktami bonusowymi. Nasz team pokonywał go przez 48 h, co dało nam pierwsze miejsce. Rajd był nizinny, lekko pagórkowaty, a mimo to średnia wyszła nam poniżej 10 km/h, co nie znaczy, że wyrobienie się w 40 godzin byłoby niemożliwe. Spokojnie dałoby się szybciej przejechać etap rolkowy i około 200 km na rowerze, a także mniej spać. Po prostu nie było zespołów, które cisnęły z tyłu, więc pozwalaliśmy sobie na rajdowe lenistwo. Z drugiej strony, był też etap-żółw, czyli 3-godzinne wiosłowanie w smole z prędkością między 1,2, a 1,8 km/h w zależności od tego czy akurat się opalasz, czy ciśniesz z pieruńską kadencją, czyli po prostu tratwa.
Jak to wszystko policzyć?
Załóżmy, że mamy etap rolkowy, który odbywa się w terenie płaskim/półpłaskim. Jeżeli normalnie, na treningu jesteśmy w stanie utrzymywać tempo rzędu 20 km/h, to na rajdzie, z nawigacją i na lekkim zmęczeniu, będzie to np. 15 km/h. Pytanie jeszcze, czy zespół jeździ równo i czy etap jest przepleciony fragmentami biegowymi.
Na rowerze górskim teoretycznie można jeździć odcinki asfaltowe nawet ze średnią 30 km/h, ale gdy dołożymy odcinki terenowe, pchanie w piasku albo pod górę, problemy z nawigacją, to realne tempo całego etapu można przyjąć na poziomie 15-18 km/h. I będzie to dobre tempo.
Etapy piesze również nie są łatwe do oceny, bo wszystko zależy od terenu, urozmaiceń typu bagna, czy np. pływanie. Często jest tak, że całe etapy pokonuje się marszem albo marszobiegiem w tempie 4-6 km/h. Przy ciągłym truchcie niby można utrzymać tempo rzędu 10 km/h, ale w praktyce jest to mało realne. Szczególnie, jeśli etap jest długi i trzeba dużo rzeczy nosić, bo np. musimy gdzieś po drodze pływać.
Pływanie kajakiem może być najłatwiejsze do oceny, bo często nawigacja nie nastręcza problemów, a wiedząc, czy poruszamy się rzeką czy po jeziorach możemy przyjąć prędkość od 5 do 8 km/h i ewentualny błąd będzie niewielki. Wszystko oczywiście może się zmienić, jeśli rzeka ma dużo przeszkód, ale o tym też powinniśmy wiedzieć wcześniej.
Przy każdej z dyscyplin określamy sobie wariant maksymalny i optymalny, gdzie maksymalny, to taki, żebyśmy wjechali na metę tuż przed limitem. Organizator zazwyczaj w jakiś sposób ten limit planuje, a przynajmniej powinien. Kiedy mamy już rozplanowane poszczególne etapy (przykład poniżej), wiemy, ile czasu możemy na danym odcinku spędzić, możemy przejść do planowania logistyki i jedzenia na rajdzie.
Więcej o planowaniu jedzenia przeczytasz w poście: Jak zaplanować jedzenie na rajdzie przygodowym?
Tak wygląda moja tabelka przed każdymi zawodami. Zarówno tymi, w których startuję, jak i tymi, które organizuję. Na zielono oznaczyłem czasy optimum, czyli takie, jakie chciałbym osiągnąć, na pomarańczowo najdłuższe możliwe, czyli takie, których osiągnąć bym nie chciał. W jednej kolumnie zawsze wpisuję czas etapu, a w drugiej wyliczam rzeczywistą godzinę, żeby wiedzieć, czy będzie dzień czy noc. Pora dnia czasem, choć nie zawsze, wpływa na tempo poruszania się, więc warto to również uwzględnić. W ostatniej kolumnie zebrałem to, co wydarzyło się naprawdę. Jak widać w większości przypadków mieściliśmy się w widełkach. Na żółto oznaczyłem miejsca, w których pomyliłem się dość mocno – na etapie rowerowym trafialiśmy w bardzo piaszczyste i spowalniające warianty, a np. nocny kajak na rzece okazał się etapem praktycznie bez przeszkód i z szybkim nurtem, co znacznie go skróciło. Finalnie, takie wyliczenia pozwalają określić widełki czasowe na poszczególnych etapach i zaplanować ilość jedzenia i picia, którą trzeba ze sobą zabrać.