Jednym z najważniejszych etapów tegorocznego GODZone był rowerowy odcinek z Glenorchy do Halfway Bay Station. Po około dwustu kilometrach rajdu zespoły miały do pokonania 110 km z jedną wysoko położoną przełęczą po drodze. I jestem przekonany, że każdy kapitan i każdy nawigator zadawał sobie pytanie – czy jechać przez tą przełęcz czy próbować rozegrać to inaczej? Zobaczcie sami…
Zdjęcia: GODZone Adventure
Tak wyglądał profil. A pytanie „Should they go this way?” postawione przez organizatora na pewno nie ułatwiało nawigatorom decyzji.
Od zakrętu drogi w lewym górnym rogu mapy są dwie opcje: pierwsza, oznaczona żółtą kreską to wersja z profilu, wybór męczący, aczkolwiek bezpieczny, wiadomo czego można się spodziewać. Najpierw podjazd, łącznie około 7 kilometrów, jakieś 700 metrów przewyższenia, na pewno sporo pchania, ale potem około 30 kilometrów zjazdu lub odcinków płaskich doliną rzeki. Opcja druga: kusząca wielka niewiadoma. Łączny dystans podobny, 35 vs. 37 km, tylko zamiast 7 kilometrów podjazdu jest 6,5 km trawersu zbocza bez drogi z przynajmniej czterema strumieniami/jarami do przekroczenia. Ile zespołów skusiło się na trawers? Cztery. Ilu się udało go pokonać? O tym za chwilę.
Pierwszy podjął próbę jadący na trzecim miejscu zespół Swordfox (17). Gdy podejmowali decyzję o wyborze wariantu mieli jakieś 1,5-2 godziny straty do prowadzącej dwójki. Gdyby operacja 'trawers' się powiodła i gdyby wariant był szybszy - mogli wyjść na prowadzenie.
Niestety. Gdy droga się skończyła, Nowozelandczycy trochę powalczyli, po czym zawrócili i po 2,5 godzinach byli z powrotem na rozjeździe mając przed sobą 7-kilometrowy podjazd. Próba się nie powiodła, a szanse na wyższe miejsce zostały właściwie pogrzebane. Co ciekawe, próbę trawersowania góry podjęli w dzień – można by więc przypuszczać, że skoro zespół jadący na trzecim miejscu w środku dnia stwierdza: „nie da się, wracamy”, to każdy kolejny, powinien zrobić tak samo… Tego samego dnia wieczorem w stronę „Ukrytej Wyspy” zaczęli zmierzać Amerykanie Adventure Medical Kits (9) – ci sami, którzy na drugim etapie, idąc z Arrowtown obiegli całą górę. Nic więc dziwnego, że i tutaj podjęli próbę. Ale była godzina 22:00 i myślę, że mimo wielkich chęci, trawersowanie tego zbocza w nocy było już przesadą. Wycofali się dość szybko, poszli spać i o 7:15 rano, po ponad 9 godzinach stanęli w tym samym miejscu, co wcześniej i ruszyli w stronę przełęczy. Po tych dwóch próbach właściwie na jakiś czas przestałem obserwować to miejsce, bo wydawało się jasne, że skoro dwa zespoły z pierwszej dziesiątki odpuściły, to reszta tym bardziej nie da rady. Aż tu nagle…
… pojawili się kolejni Amerykanie, tym razem zespół numer 6 – Quest AR. Na mapie widać, że Medical Adventure Kits są już w połowie drogi na przełęcz, szóstka jedzie w stronę „Ukrytej Wyspy”, a dwa inne zespoły – 50 i 40, wybierają standardowy wariant. 6, 50 i 40 rozjechały się właściwie w odstępie kilku minut, więc fajnie można było porównywać pokonywany dystans. Był dzień, około 9 rano, Quest AR dotarło do końca drogi, przeszli przez wpływającą do jeziora rzekę, po czym w miejscu, gdzie Swordfox i Med. Adv. Kits zaczęli się cofać, ich kropka ruszyła dalej. I dalej. I dalej. Musieli być bardzo zdeterminowani i nastawieni, że ten wariant da się zrealizować.
Po kilku godzinach sytuacja wygląda jak na mapie powyżej. 50-tka dotarła właśnie na przepak, 40-tka jeszcze była w drodze, gdy Amerykanie wyjechali z doliny i zmierzali do TA8. Jak widać, oprócz tego, że wariant trawersujący dało się wykonać, wiele jeszcze zależało od tego, jak szybko dany zespół się porusza.
50-tka swój wariant zrobiła w 6:30, 40-tka ten sam w 8:45, a 6-tka w 7:15. Czy zaoszczędzili w ten sposób siły na późniejsze etapy? Można wróżyć, że tak, bo zajęli ostatecznie 10 miejsce, 50-tka 13, a 40-tka 14. Zwycięzcom odcinek przez przełęcz zajął 5 godzin, a Swordfox 5:50 (plus dodatkowe 2:30 na próbę i wycof). Adventure Medical Kits mimo aż 9 godzin i 15 minut w miejscu stracili tylko jedno miejsce i to minimalnie, a dzięki temu, że przespali większość nocy, później wrócili na ósmą pozycję, którą dowieźli do mety. Po Quest AR jeszcze jeden zespół podjął próbę przedarcia się przez „Ukrytą Wyspę”, był to zespół Waypoints (10), który w środku czwartego dnia jako drugi i już ostatni zrobił to z powodzeniem. Zajęło im to wprawdzie więcej czasu, bo aż 9 godzin i 45 minut, ale zespoły w tej części stawki (30-40 miejsce) w podobnym czasie przeprawiały się przez przełęcz. 9-10 godzin, żeby łącznie pokonać niecałe 40 km. Brzmi jak ostra „jazda”.
Ciekawie wygląda też zestawienie czasów całego etapu. Zwycięzcy, Tiki Tour przejechali 110 km w 10 godzin i 22 minuty, to tylko 1 godzina i 7 minut więcej niż Adventure Medical Kits spędzili, można powiedzieć w miejscu, śpiąc i próbując wykonać nocny trawers. Z kolei oni cały etap zrobili w 22 godziny, czyli tylko 20 minut wolniej niż One Direction, w którym startował Krzyś Muszyński, choć oni też na tym etapie spali 4-5 h. Niemniej jednak pokazuje to, jak mocni muszą być Amerykanie.
Kilka obrazków z tego etapu…
Można tylko pozazdrościć widoków!