W Nowej Zelandii trwa jeden z najwspanialszych rajdów przygodowych na świecie, spełnienie marzeń każdego, kto startuje w tego typu zawodach.
Tak jak w Polsce trzeba o wyznaczonej godzinie usiąść przed komputerem, żeby zdążyć zapisać się na niektóre biegi ultra, podobnie tam, trzeba najpierw wykazać się refleksem, żeby trafić na listę szczęśliwców. Zwycięzcy są już na mecie, a sporo zespołów ledwo za połową, można więc zrobić szybką analizę ciekawostek nawigacyjnych z pierwszych etapów.
Po prologu liczącym 55 km i składającym się z biegania, jazdy na rowerze, pływania kajakiem i czegoś co nazwano gorgeing, czyli takim trochę kanioningu, zespoły wychodziły na etap trekkingowy, liczący 45 km (+2500 m/-2390 m). O ile druga część tego etapu nawigacyjnie raczej nie dawała wielu możliwości, o tyle pierwsza… całkiem sporo. Na odcinku 7 kilometrów naliczyłem przynajmniej 15 różnych wariantów.
Trzeba przejść z Arrowtown do CP8. Czerwona linia wyznacza optymalny wariant wykreślony przez organizatora. Wyjście ścieżką pod górę, złapanie odpowiedniego grzbietu, przełęcz na 1300 metrów, trawers szczytu Brow Peak, zejście do rzeki i znalezienie punktu, co szczególnie w nocy mogło nie być łatwym zadaniem, bo opis brzmi: „krzak na brzegu rzeki”. Zwycięzcy, zespół numer 13, Tiki Tour zrealizował wariant optymalny i od Arrowtown do punktu szedł 2 godziny. Taki sam wariant, tylko w 3 h 30 minut wykonał zespół z Krzysiem Muszyńskim na pokładzie, czyli numer 46 – One Direction. A inni? Wyciągnąłem z trackingu 15 zespołów, oznaczyłem numery kilku z nich. Wygląda to całkiem ciekawie…
Zespoły 13 i 31 rozeszły się na skrzyżowaniu w odstępie minut (nie do sprawdzenia dokładnie). Oba warianty wyglądają bardzo dobrze, przechodzą przez podobną wysokość i jeśli w ogóle, to niewiele różnią się dystansem. 31 – Yealands Family Wines z Chrisem Fornem w roli nawigatora stracił na tym wariancie jakieś 15 minut. To jednak tylko zespoły ścigające się o pierwsze miejsce.
21 – Torpedo 7 – ostatecznie 4 miejsce w całym rajdzie, wybierając wariant przez sam szczyt, a więc dodatkowe 150 metrów przewyższenia, przeszli odcinek w 2 godziny 30 minut. Mocno. 37 – Lochnagar Swim Club, prawie jak Yealands, tyle że w 4 godziny.
Najciekawszą rzecz, z resztą nie ostatni raz na tym rajdzie zrobili Amerykanie, Adventure Medical Kits (9) - obiegli całą górę. Zamiast 7 km pewnie zrobili 17, ale zaoszczędzili jakieś 500 metrów przewyższenia, teren na pewno był łatwiejszy, bo długo wzdłuż rzek idą ścieżki. Obiegli to wszystko w 2 godziny 45 minut, a to jeden z lepszych czasów tego odcinka, szacun za pomysł.
A teraz ci, którym nie wyszło i to grubo…
Pewnie głównie dlatego, że prawie cały ten odcinek robili po zachodzie słońca.
1 – Happy Feet Adventuring i 41 – Team FoodShare – wygląda to trochę tak, jakby na początku pomylili strumienie i weszli za wcześnie, potem złapali strumień albo grzbiet i wyszli na szczyt, na 1120 metrów. FoodShare (zieona kreska) spojrzeli na mapę i ogarnęli gdzie są, więc poszli po grzbiecie na zachód, choć potem i tak za późno zauważyli, że są już za Brow Peak i dopiero zeszli do punktu. Cały wariant w 7,5 godziny, a na punkcie dodatkowo prawie 5 godzin snu. Za to Happy Feet na tym samym szczycie 1120 metrów jeszcze nie zrozumieli swojego błędu i zaczęli schodzić. Jak trafili na strumień, długo się tam krzątali, pewnie zakładając, że są w okolicy punktu. Dopiero po pewnym czasie zaczęli iść w górę strumienia, może spali w międzyczasie i w końcu do punktu dotarli po 10 godzinach i 45 minutach od wyjścia z Arrowtown. Przypomnę, że to dystans około 7 kilometrów. Tiki Tour i Yealands w 10:24 zrobiły cały 45-kilometrowy etap.
Na koniec perełka tego odcinka, zespół numer 52 o nazwie T-EA-M.
Jeszcze są w stawce, ale już po jakimś podwiezieniu przez organizatora, więc nie są klasyfikowani. Wyszli z Arrowtown przed 22:00, czyli już było ciemno, a do punktu dotarli dopiero o 11:15 następnego dnia, a więc po ponad 13 godzinach. Na podejściu chyba spali jakieś 3-4 godziny, bo około 3 w nocy dotarli na 1100 metrów i kropka zatrzymała się do 7, czyli do świtu. Cały etap zajął im, bagatela 41 godzin 32 minuty. Zespół numer 1 był trochę szybszy, 37:01. Kris z ekipą z NZ 21:37.
Sporo zespołów, które do punktu dotarły w nocy, nawet, jeśli była to dopiero północ, spało do świtu – 6, 7 czy nawet 8 godzin. Mimo, że to dopiero pierwsza noc. Teren, co widać po zdjęciach i na końcu filmu, nie należy do łatwych…